Wydaje się, że wreszcie wracają dobre czasy dla brzmień łagodnych, jazzowo zabarwionych melodii, piosenek wytrawnych a jednocześnie przystępnych dla odbiorcy wychowanego na popie. Mowa nie tylko o rynkach zachodnich, ale także o naszym kraju, o czym świadczą choćby popularność Nory Jones czy Diany Krall, liczne edycje składanek typu smooth jazz, rosnąca słuchalność rozgłośni o tym profilu. Coraz szersze grono wielbicieli takiego stonowanego, lirycznego przekazu powinna ucieszyć płyta "Pod rzęsami" Doroty Miśkiewicz.
Każdy kto choć odrobinę interesuje się historią polskiej muzyki, wie, że nazwisko Miśkiewicz to gwarancja najwyższej jakości. Przecież głowa rodziny - Henryk, to wybitny saksofonista jeden z najsławniejszych polskich jazzmanów. Także jego syn Michał podbija świat grając od lat na perkusji z Tomaszem Stańko. Dzięki najpiękniejszej latorośli rodu - Dorocie, już wkrótce nazwisko Miśkiewicz usłyszą zapewne także Ci, którzy z jazzem kontakt mają sporadyczny, jej płyta "Pod rzęsami" jest bowiem jedną z najciekawszych premier tego roku w świecie szeroko rozumianego popu.
Dorota nagrała już jeden solowy album - znakomity "Dorota Miśkiewicz Goes To Heaven - Zatrzymaj się", za który nominowana było do jazzowego Fryderyka w 2002 roku - choć - jak mówi - "nie ma na niej ani jednego utworu w typowym dla jazzu rytmie swingowym". Ponadto jest od lat członkiem sekstetu Włodzimierza Nahornego, uczestniczyła w projektach m.in. Nigel'a Kennedy, Tomasza Stańko, Janusza Strobla czy Wojciecha Młynarskiego. Jej głos zaistniał już na wielu scenach i płytach.
Prawdziwie głośno zrobiło się o niej, gdy piosenka "W małych istnieniach" jako jedna z czternastu spośród 128 zgłoszonych do konkursu zakwalifikowana została do opolskiego koncertu premier w 2004 troku. Warto dodać, że stało się to bez promocyjnej pomocy jakiejkolwiek dużej wytwórni - artystka nie miała wówczas podpisanego kontraktu - co jest chyba zdarzeniem bez precedensu i budzi nadzieję, że i u nas można odnieść sukces nie schlebiając masowym gustom.
Dorota przyznaje, że także i dla niej było to miłą niespodzianką. Wkrótce po Opolu zaczęły się przygotowania do nagrań nowego krążka, jednak jeszcze na długo przed datą premiery słuchacze mieli okazję posłuchać kolejnej z premierowych piosenek Doroty - utworu "Pod rzęsami" nagranej wraz z Grzegorzem Turnauem. Trafił on na ścieżkę dźwiękową filmu "Zakochany anioł" z Krzysztofem Globiszem w roli głównej.
"Grzegorz napisał piękny tekst do muzyki Marka Napiórkowskiego. Jak się później okazało piosenka "Pod rzęsami" dała tytuł całej płycie, ma poetycki klimat , jak cały album i łączy wszystkie zawarte na płycie opowieści w jedną całość, nadaje im wspólny mianownik. Przecież pod rzęsami może zdarzyć się wszystko!" To album, który udowadnia, że piosenki popowe mogą mieć wytrawny smak i jednocześnie nieść spory ładunek emocji. Oprócz wspomnianych już - opolskiego "W małych istnieniach" i duetu z Turnauem znajdziemy tu zarówno wyciszone liryczne"Gdzie jesteś, gdzie?", jak i radosne "Poza czasem" z tekstem Magdy Czapińskiej - promujące krążek jako singiel. Są delikatne rytmy bossanovy w "Nieuniknione", trochę klimatów etnicznych w "Mój wilku", ciekawe połączenie rytmu "jungle" z nowoczesnymi, jazzowymi improwizacjami Henryka Miśkiewicza w "Oszustwie". Niespodzianką będzie też z pewnością zmieniona, pełna niepokoju wersja klasyka Perfectu "Wyspa drzewo zamek". Nie można nie wspomnieć iż wokalistce towarzyszy czołówka polskich muzyków - m. in. Marek Napiórkowski, Paweł "Bzim" Zarecki, Robert Kubiszyn, Robert Luty, oczywiście Henryk Miśkiewcz oraz wielu innych. "Pod rzęsami to - z mojego punktu widzenia - superprodukcja - mówi artystka. Nagrywaliśmy ją w kilku studiach, zaangażowanych było mnóstwo ludzi. Dla mnie istotne jest aby brzmienie płyty było ponadczasowe. Wszystko to, co super-modne za chwilę staje się niemodne. Brzmienie fortepianu, gitary, saksofonu, skrzypiec czy innych instrumentów nagrywanych "naprawdę", a nie pożyczanych z komputera będzie zawsze aktualne. Duży aparat wykonawczy na płycie podyktowany był tym właśnie oraz chęcią zróżnicowania piosenek. To niezwykłe móc pracować z takimi ludźmi i grać z tak genialnymi muzykami".
Dorota nie boi się zarzutów, że niejako wykorzystuje sławę swego ojca. "Dzięki tacie poznałam muzykę bardziej wyrafinowaną niż ta, której słuchali moi rówieśnicy, a także skończyłam Akademię Muzyczną w Warszawie w klasie skrzypiec. To, że noszę jego nazwisko stanowi swego rodzaju rekomendację, która ustawia mi wysoko poprzeczkę, ale też pomaga w życiu zawodowym. Prawdopodobnie tej rekomendacji zawdzięczam pierwszy kontakt z Nahornym, który zaowocował wspólnym nagraniem czterech płyt. Również z Ewą Bem znam się od dawna przez tatę, jednak to nie nazwisko sprawiło, że zaśpiewała dwie moje piosenki na swojej ostatniej płycie."
Dorota ma swój unikalny rodzaj elegancji, a jej głos, ekspresja, a także liryczny ton są od razu rozpoznawalne. Jakiekolwiek porównania byłyby chyba niestosowne - jej inspiracje są bowiem bardzo szerokie - wykraczają daleko poza świat jazzu.
"Świat muzyki poważnej, którą studiowałam nauczył mnie pokory i szacunku do różnych stylów muzycznych. Nie można powiedzieć czy bardziej wartościowa jest muzyka Bacha czy Szostakowicza. To zupełnie inne epoki, inne światy. Tak samo lubię słuchać bluesa i dobrej piosenki, Bjork i Prince'a czy Stinga. Dobra muzyka, to taka, która przetrwa próbę czasu. Oto cel jaki stawiam sobie i swojej płycie.
Miejsce: Akademia