Rzeszowskie uczelnie produkują bezrobotnych

Dział: Rzeszów

Na Podkarpaciu bez pracy jest obecnie ponad 16,5 tys. absolwentów szkół wyższych. To głównie wina uczelni, które do tej pory nie śledziły losów swoich byłych studentów i nie reagowały na potrzeby rynku.

Joanna Grzyb, rodowita przemyślanka matematykę na Uniwersytecie Rzeszowskim skończyła blisko 3 lata temu. Do dziś nie pracuje, bo ani w szkołach ani instytucjach związanych z finansami nie ma wolnego etatu.

- Złożyłam ponad 60 podań. Żeby zwiększyć swoje szanse zrobiłam też kurs księgowości i studia podyplomowe z fizyki. Bez skutku – opowiada 27-latka.

Jesteśmy na 5 miejscu w kraju

W takiej sytuacji w całym regionie jest 16,6 tys. osób i z roku na rok gwałtownie ich przybywa. Potwierdzają to dane Powiatowego Urzędu Pracy w Rzeszowie. W 2008 r. zarejestrowanych było tu 1610 osób z wyższym wykształceniem. W ubiegłym roku już 2948. To prawie 18 proc. ogólnej liczby osób bez pracy (średnia krajowa to 10,5 proc!). Jak twierdzą ekonomiści winę ponoszą uczelnie, zwłaszcza publiczne.

- Reagowanie na zmiany na rynku pracy poprzez likwidowanie jednych kierunków, a otwieranie innych idzie im dużo wolniej niż prywatnym placówkom. Wszystko przez to, że dostosowują ofertę edukacyjną nie do potrzeb studentów, ale własnych możliwości i wymogów, np. kadrowych – twierdzi Andrzej Sawicki, ekonomista z Rzeszowa.

Uczelnie są za wolne

Ludwik Borowiec, rzecznik UR wyjaśnia, że otwarcie nowego kierunku, spełniającego wszystkie wymogi Państwowej Komisji Akredytacyjnej zajmuje średnio 2-3 lata. Absolwent kończący taki kierunek po kolejnych 5 latach już nie odpowiada gwałtownie zmieniającym się wymogom rynkowym.

– Dlatego reagujemy studiami podyplomowymi, które łatwiej zorganizować i nowymi specjalizacjami, np. archiwistyką dla historyków i dziennikarstwem dla polonistów – tłumaczy rzecznik.

Problem tkwi również w tym, że uczelnie publiczne nie mają możliwości regulowania limitu przyjęć na studia. Zmniejszenie przyjęć o 2 proc. przewiduje dopiero projekt nowej ustawy.

Rzeszowskie uczelnie do tej pory nie interesowały się też tym, czy studenci, których z założenia przygotowują do pracy zawodowej faktycznie ją znaleźli. Zarówno UR, jak i Politechnika dopiero w ubiegłym roku wprowadziły dobrowolne ankiety, które studenci mają wypełniać po roku, trzech i pięciu latach po obronie. Dzięki nim dowiemy się, ilu, gdzie i na jakim stanowisku znalazło pracę. Z tym, że dopiero pod koniec roku.

Zupełnie inaczej wygląda sytuacja w prywatnych uczelniach. Tu od dawna wiedzą nie tylko gdzie pracują ich absolwenci, ale nawet po jakim czasie od obrony awansowali.

- Rok temu badaliśmy osoby kończące studia w roku akademickim 2006/2007. Z całej grupy pracowało wtedy 75 proc. ankietowanych. Najłatwiej zatrudnienie znajdowali absolwenci administracji (87 proc.) i informatyki (86 proc.) – podaje Urszula Pasieczna, rzecznik Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie.

Politechnika chlubnym wyjątkiem

Żeby umożliwić pracodawcom wyłuskiwanie najlepszych pracowników jeszcze na etapie studiów prywatne uczelnie powołują też specjalne organy np. Rada Gospodarcza WSIiZ i Konwent Gospodarczy WSPiA. Organizują też specjalne praktyki i programy stażowe, podczas których w wybrany dzień tygodnia studenci pracują na konkretnych stanowiskach w renomowanych firmach, zdobywając w ten sposób cenne doświadczenie.

Tym tropem poszła też rzeszowska politechnika, która współpracuje z blisko 30 firmami, w tym takimi gigantami jak Asseco, WSK Rzeszów i Polskie Sieci Elektroenergetyczne. Efekty widać było niemal od razu.

– Z naszych danych wynika, że blisko 90 proc. absolwentów znajduje pracę. Skuteczne są zwłaszcza staże i praktyki. W ubiegłym roku podczas praktyk w WSK tylko z jednej grupy przyjęto na stałe 15 osób – mówi Maria Popek, zastępca kanclerza ds. organizacji kształcenia PRz.

Źródło: nowiny24.pl



ostatnia zmiana: 2011-02-21
Komentarze
Polityka Prywatności